sobota, 3 marca 2012

Makijaż szkodliwy...

Ogólnie makijaż to cudowna spawa. Pomaga nam poprawić samopoczucie, zmienia wygląd, redukuje niedoskonałości ;] Ale niestety bardzo wiele z nas popełnia drobne pomyłki, które skutkują... no cóż powiedzmy uczciwie, małą tragedią. Dlatego dzisiaj popiszę chwilkę o tym co w makijażu nam szkodzi i właściwie dlaczego :)

Zacznij więc od absolutnej podstawy czyli podkład. Tak jak pisałam we wcześniejszych postach- moim skromnym zdaniem bez podkładu ani rusz. Jak mawiają specjaliści od wizażu, "brak podkładu jest co prawda lepszy niż kiepski podkład, ale najlepszy jest dobry podkład". Oczywiście rozpisywanie się na ten temat nie ma absolutnie sensu (gdyż o podkładach już pisałam, a po co się powtarzać?) Warto jednak w skrócie i dla przypomnienia powiedzieć: Podkład jest jak  baza pod wszystkie inne kosmetyki: puder, róż, cienie do powiek. Dobrze dobrany powinien wygładzić cerę, ujednolicić jej koloryt, ukryć niedoskonałości i zmarszczki. Kiepsko dobrany fluid - zbyt ciemny lub zbyt różowy - uwidoczni wszystko to, z czego nie jesteś zadowolona. Zbyt ciemny podkład, w dodatku nałożony w za dużej ilości to najprostszy sposób by dodać sobie lat, a po co?

Jeśli chodzi o korektor- zasady są dwie. Powinien on być o ton jaśniejszy od podkładu, dzięki czemu lekko rozjaśni skórę pod oczami. Do tego nakładamy go zawsze w drugiej kolejności: najpierw podkład, potem korektor i na końcu puder. Dzięki temu delikatnie wklepany opuszkami palców korektor połączy się z podkładem i będzie niewidoczny.

Kolejną sprawą jest puder. Wiele dziewczyn uważa, że nie potrzebują podkładu a jedynie zmatowią skórę pudrem i wszystko będzie w porządku. Cóż... jeśli nie mają problemów z cerą i nie muszą niczego maskować, sam puder mineralny np. latem nie jest wcale najgorszym pomysłem. Kiedy jest gorąco warstwa podkładu może być utrapieniem. Jednak w drugą stronę to zupełnie inna sprawa. Pomijając podkłady i pudry w jednym (do czego jakoś nie umiem się jeszcze przekonać) Nałożenie samego podkładu bez pudru nie jest najmądrzejsze. Bez pudru centralna strefa T twarzy, na bank, będzie nam się świecić. Do tego połączenie kosmetyku w kremie, płynie jakim jest podkład z kosmetykami suchymi typu róż czy bronzer może spowodować nieestetycznym rozmazaniem się tych drugich.


A skoro już o różu mowa. Przyznajcie się ile razy zdarzyło wam się przesadzić z nakładaniem? Albo jak często widzicie (szczególnie starsze) damy z ogromnymi kołami z różu na policzkach? Róż jest wspaniałym kosmetykiem, nie dość, że pozwala nam lekko modelować twarz to jest delikatny rumieniec zawsze nas odmłodzi i doda uroku. Ale DELIKATNY!! Odcień tego kosmetyku dobieramy do naszej karnacji. Na jasnej skórze dobrze się będą prezentować odcienie różowe i brzoskwiniowe, na ciemniejszej - pomarańcz, czerwień, a nawet brąz. Kolor różu dość łatwo idzie dopasować wzorując się na barwie naszych ust. Pamiętamy też o tym, żeby nie nakładać różu na całe policzki. Różem podkreślamy jedynie kości policzkowe.

No to skóra omówiona. Zajmijmy się więc oczętami.

Jeśli chodzi o nasze brwi to właściwie możemy ( i popełniamy, niestety) zrobić dwa błędy: albo wyrywamy sobie za dużo włosków i potem rysujemy brew ołówkiem albo w ogóle nie regulujemy brwi i pozwalamy im bujnie i radośnie rosnąć nad naszymi oczami. W obu przypadkach takie postępowanie wpłynie na na nasz wygląd. Brwi "mewki" zaostrzą rysy twarzy i dodadzą nam lat. Brwi w nieładzie mogą popsuć efekt najstaranniejszego makijażu, ale za to pełniejsze brwi są domeną dzieci, więc wbrew pozorom odejmują latek :).

Jeśli chodzi o konturówki to sama mam grzeszek na sumieniu. Zdarza mi się bowiem, w chwilach kiedy bardzo się spieszę, zrobić sobie konturówką tylko dolną część oczka. Niby zawsze pamiętam o tym, że taka kreska mnie postarza i sprawia, że oko wydaje się mniejsze niż jest w rzeczywistości.Ale niestety zdarza się.... Prawda jest jednak taka, że nawet jeśli bardzo się spieszymy i mamy czas tylko na "jedną kreskę" to lepiej zrobić ją na górnej powiece- to otworzy nam oko. A jeśli wyłapiemy jeszcze kilka sekund i dodamy na dolnej kreskę wykonaną białą lub ecru konturówką dodatkowo rozbudzimy nasze oczęta i sprawimy, że będą wydawać się większe i bardziej "przytomne"- co rano w pracy bywa zaletą ;]
 
Ostatnim grzeszkiem są ciemne podkówki pod oczami. Makijaż w stylu panda fundujemy sobie nakładając ciemne cienie w nieodpowiedni sposób. Najłatwiej jest nakładać je małymi porcjami stopniowo i w ten sposób budować kolor warstwami. Dzięki temu, przynajmniej w teorii, unikniemy obsypania się cienia. Prawda jest jednak taka, że często nie mamy czasu na taką zabawę. Do tego coraz więcej kobiet używa pigmentów, które zwykle się osypują. Jeśli już tak się stanie najłatwiej jest delikatnie oczyścić przybrudzone miejsce wacikiem lub zebrać pyłek patyczkiem do uszu. Po czym nałożyć na to miejsce podkład lub korektor. Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że zwykle gdy wykonuję ciemny makijaż najpierw robię oczy, potem całą rutynę dla cery. W ten sposób nie marnuję czasu na naprawę podkładu ;]

No i na sam koniec zostały mi usta.

Część osób uważa, że mocno podkreślone usta i oczy to błąd w makijażu. Ja się z tym nie zgadzam i uważam, że może to mieć swój styl i klimat. Jest za to jedna rzecz, która straszliwie mnie drażni jeśli chodzi o makijaż ust. Mam na myśli modę rodem z lat 80/90-tych. A mianowicie zestaw: bardzo jasna szminka i ciemna konturówka. Po pierwsze taki zestaw kojarzy się ze starymi paniami i paniami, które pracują w najstarszym zawodzie świata. Ani jedno ani drugie nie za fajne. Po drugie zbyt ciemny kolor konturówki sprawia, że usta wyglądają na spierzchnięte i nie zadbane- a to zawsze dodaje lat. A po trzecie (choć najmniej istotne jak dla mnie) jest to po prostu, już od jakiegoś czasu, nie modne. 

I to by były wszystkie makijażowe problemiki, z którymi się borykamy... Przynajmniej wszystkie, które w tej chwili przychodzą mi do głowy. Znacie jeszcze jakieś? To napiszcie! Jestem ich bardzo ciekawa!! A jak na razie, życzę wszystkim miłego weekendu i perfekcji w makijażu ;]

PS. Taki bonus, ku przestrodze ;]

środa, 8 lutego 2012

Zimowo= blado....

Dzisiaj 3 słowa o cerze zimą. Tajemnicą żadną dla nikogo nie jest, że zwykle po zimie nasza cera jest zmęczona, bywa podrażniona i przede wszystkim jest blada. Zwykle na wiosnę z półek sklepowych znikają z szybkością światła kremy brązujące i te poprawiające koloryt skóry. Kolejki do solarium przypominają te za czasów PRL-u a dziewczyny wlewają w siebie hektolitry soku marchwiowego ze względu na błogosławiony karoten ;]....

Ja jestem blada, blada jak ściana, caluteńki czas- 365 dni w roku, 7 dni w tygodniu i 24 godziny na dobę. I bardzo to lubię. Mój mąż z resztą też mnie taką lubi. I dobrze. Jestem też przeciwniczką maniakalnego solaryzowania. Nie opalam się latem- wręcz przeciwnie, ponieważ moja skóra jest słabo pigmentowana i bardzo cienka lato to dla mnie pora poparzeń, bąbli i bólu. W ogóle dla mnie lato jest fuj ;]. Ale wiem, że wiele dziewczyn tęsknie odlicza czas w kalendarzach na zakończenie zimy, przeminięcie wiosny i dotrwanie do cieplutkiego lata ;]

I o tym dzisiaj. Postanowiłam podzielić się z wami kilkoma wypróbowanymi (na sobie bądź znajomych) sposobami na poprawienie stanu i koloru naszej cery przed latem. Bez solarium, bez kremów koloryzujących i bez chemii. Tak więc po zdrową cerę naprzód marsz!!

1. Parówka z lipy i rumianku ;]
Wspaniały napar, który niemal natychmiastowo poprawia wygląd i kondycję skóry. Świetnie oczyszcza pory, do tego pozostawia skórę miło odświeżoną i elastyczną. Można ją stosować kilka razy w tygodniu, choć ja osobiście nie przesadzałabym. Wydaje mi się, że 2 razy w tygodniu jest optymalne. Choć znam osoby, które korzystają częściej i nigdy nie marudziły.
 
Co potrzebujemy:

  • garść kwiatów lipy
  • 10-15 główek rumianku
Przygotowanie:
Lipę i rumianek zalewamy ok. 0.5 litra zimnej wody, następnie zagotowujemy. Zmniejszamy ogień i gotujemy przez kilka minut. Wyłączamy. Po chwili pochylamy twarz nad wywarem, możemy też założyć na łepek ręcznik, żeby para nie uciekała. Na koniec suszymy twarz oklepując ją delikatnie rękoma.

2. Maseczka z marchwi i jabłuszek 
Cudowny sposób na nadanie naszej cerze ładnych kolorków. Skóra po tej maseczce jest bardzo delikatna i miła w dotyku. Polecam robić ją raz na dwa tygodnie.

Co potrzebujemy:
  • 1 Marchewkę- niezbyt pokaźną
  • Pół jabłuszka
  • Drugie pół jabłuszka jako świetna przekąska ;]
Przygotowanie:

Marchewkę i jabłko ucieramy na tarce (uwaga na palce!!) i odsączamy naszą papkę. Nakładamy czystymi łapkami na twarz i trzymamy 15 minut. Następnie spłukujemy ciepłą (ale nie gorącą) wodą.



3. Peeling kawowy- mój prywatny hit ;]
Polecam miłośnikom kawy i nie tylko. Taki peeling pomaga nie tylko stymulować krążenie krwi, ale również korzystnie wpływa na wygładzenie i poprawę kolorytu cery. Ja stosowałam go raz w tygodniu przed maseczką z marchwi. Lub sam peeling jak nie chciało mi się robić maseczki ;] 

Co potrzebujemy:

  • pół kubka zmielonej kawy
  • dziecięca oliwka lub olej roślinny (oliwka dziecięca jest lepsza ;])
  • cynamon
  • żel do kąpieli
Przygotowanie:
Zalewamy kawkę wrzątkiem i odlewamy nadmiar wody po czym dokładamy pozostałe składniki. Tak przygotowanym peelingiem masujemy skórę twarzy i jeśli mamy ochotę to możemy i resztę ciała (ale wtedy trza go więcej zrobić ;]). Po kilku minutach spłukujemy skórę ciepłą wodą.

Mam nadzieję, że któryś z przepisów okaże się przydatny. Miłego "gotowania" !!

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Kosmetyki lecą samolotem ;]

Nadszedł ten piękny dzień w moim życiu, że mój ukochany Mąż postanowił zabrać mnie w podróż poślubną ;] Planów i miejsc docelowych było bardzo dużo, pomysłów abstrakcyjnych jeszcze więcej... , ale że on jest już ograniczany urlopami a ja od marca będę to nie mogliśmy sobie na za dużo ekstrawagancji pozwolić ;]. Tak więc lecimy sobie w walentynki odwiedzić moją dobrą koleżankę w Hiszpanii. I po tak obszernym wstępie dochodzimy do sedna sprawy. LECIMY!!! (brrr.... nie znoszę samolotów i latania nimi :D:D:D) No a skoro LECIMY to trzeba się do tego lotu przygotować. Po pierwsze zrezygnowaliśmy z dopłaty 30 euro, żeby każdy z nas mógł wziąć dużą walizkę- uznaliśmy, że skoro nie jedziemy na długo a do tego chcemy zwiedzać i przemieszczać się z miasta do miasta to takie torby/walizki tylko będą nam zawadzać. Skoro nie bierzemy walizek to mamy do dyspozycji tylko bagaż podręczny. Każda firma przewozowa ustala swoje wymiary takiego bagażu ale wszystkie są zgodne, że na pokład samolotu pewnych rzeczy wnosić nie wolno. Lub wolno ale tylko jeśli spełnimy pewne warunki. No i właśnie o tym dzisiaj. Jakie to to warunki, co można a czego nie można wnieść na pokład samolotu i co warto ze sobą zabrać gdy korzystamy z samolotu ;]

 Zacznijmy od samych przygotowań do lotu. Niezależnie od tego czy lecimy godzinkę czy 12 godzinek samolot nie należy do miejsc łaskawych dla naszej cery i wyglądu. Sam fakt, że jesteśmy skazani na siedzenie w jednym miejscu bez możliwości specjalnego ruchu często męczy. A gdy jesteśmy zmęczone widać to po naszej cerze. Do tego ciągła klimatyzacja przesusza i może podrażnić naszą skórę. Dlatego nawet jeśli na codzień nie wychodzimy z domu bez makijażu warto wyjątkowo odpuścić go sobie do samolotu. Po kilku godzinach od startu mocny makijaż nie będzie prezentował się zbyt świeżo a co za tym idzie ładnie.

Koniecznie jednak musimy zadbać o dobre nawilżenie naszej skóry. Warto też zabrać ze sobą małą ilość naszego ukochanego kremu nawilżającego (co ważne powinien on być w małym, najlepiej przezroczystym, pojemniczku). Bardzo dobrą i funkcjonalną opcją są także chusteczki nawilżające. Dzięki nim będziesz mogła w dowolnej chwili przetrzeć i odświeżyć twarz i łapki i nie są one zakazane w samolotach ;] Do samolotu można zabrać też mini szczoteczkę i pastę do zębów. Umycie ząbków jest jednym z najłatwiejszych sposobów na odświeżenie się ;]

Teraz jeśli chodzi o samą kosmetyczkę w bagażu podręcznym to musi ona spełniać kilka zasad:
  1. Opakowanie pojedynczego kosmetyku nie może być większe niż 100 ml.
  2. Wszystkie kosmetyki muszą być trzymane w przezroczystej torebce/saszetce/kosmetyczce o pojemności maksymalnie 1 litra.
  3. Saszetka ta musi być (zwykle tego wymagają) w jakiś sposób zamykana.
  4. Jedna saszetka przypada na jedną osobę. 
  5. Zwykle naszą "kosmetyczkę" należy osobno pokazać podczas kontroli bezpieczeństwa.
  6. Do naszej saszetki nie liczą się kosmetyki kupione w sklepie wolnocłowym na lotnisku.
Dotyczy to wszystkich płynów, kremów, past i żeli. Niestety nawet tuszy do rzęs. Dlatego należy wszystko dobrze policzyć ;] Warto też wybrać do kosmetyczki tusze, błyszczyki, szminki, które nie są naszymi ulubionymi (wiem, że brzmi to absurdalnie gdyż zwykle na wakacjach chce się mieć swoje ulubione "zabawki" ;]) ale jeśli weźmiemy rzeczy nie najdroższe i nam najbliższe to w razie konieczności wyrzucenia ich nie będziemy miały takiego problemu. Ja lecąc do Japonii musiałam pożegnać się z ukochaną maskarą i błyszczykiem. Oba były z limitowanej, niedostępnej kolekcji i miałam z tym naprawdę spory problem. A potem zepsułam sobie tylko humor rozpamiętywaniem tego nieprzyjemnego wydarzenia przez pół 12-godzinnego lotu. A przecież szkoda....

Oczywiście każda z nas może stworzyć sobie taką kosmetyczkę ale można też je kupić w różnych drogeriach czy sklepach podróżniczych. Pod spodem wstawiam kilka zdjęć różnych zestawów podróżnych z różnych sklepów:




I na sam koniec przedmioty, których nie wolno wnosić na pokład samolotu:
  1. broń oraz przedmioty, które mogą być wykorzystane jako broń, z której można wystrzelić pocisk
  2. falsyfikaty broni
  3. ostro zakończone przedmioty (np. scyzoryki)
  4. tępo zakończone przedmioty (np. kij baseballowy)
  5. wszelkie inne przedmioty i narzędzia niebezpieczne
Zostańmy na chwilkę przy punkcie 3. Do ostro zakończonych przedmiotów bowiem zalicza się np. pilniczek do paznokci (zarówno szklany jak i metalowy), nożyczki do pazurków, grzebień do tapirowania czy (akurat to sprawdziłam osobiście) patyczki do manicure ;] Warto o tym również pamiętać, tak żeby grzebień który musiałyśmy zostawić na lotnisku nie był jedynym który posiadałyśmy ;]

To by było chyba na tyle jeśli chodzi o przygotowania do podróży ;] Oczywiście przed spakowaniem warto sprawdzić na stronie internetowej lotniska czy przewoźnika, z którego korzystamy czy nie ma on jakiś swoich specyficznych zastrzeżeń dotyczących przewozu i pakowania kosmetyków.

Życzę przyjemnych lotów wszystkim !!

czwartek, 26 stycznia 2012

Lista zakupów

Muszę przyznać, że sądziłam iż przeprowadzka do Warszawy zaowocuje u mnie znaczny powiększeniem kosmetyczki.... Tymczasem, zapewne z racji faktu iż mam wspólny budżet z mężem, tak się nie stało i mój make-up kit nie wzbogacił się byt wiele. Ale i tak podzielę się z Wami swoimi ostatnimi łupami ;]

Zacznijmy od "nowości" na rynku. Firma Alkemika..., która tak naprawdę żadną nowością nie jest. Jest to kolejna odsłona firmy Paese, która z kolei jest kolejną odsłoną firmy Euphora ;] Pudełeczka się nie zmieniły, produkty się nie zmieniły, ceny się nie zmieniły za to nazwa się zmieniła co powoduje drobne zamieszania na rynku ;]. Ogólnie wymyślono coś takiego. W sklepach na półeczkach będą sobie stały kosmetyki PAESE a do tego wypuścimy w szeroki świat setki konsultantek z katalogami "nowej" firmy o nazwie ALKEMIKA.... cóż jest to jakiś plan. Co do jego skuteczności na razie się nie wypowiadam bo znawcą marketingu nie jestem ;]

Za to zakupy zrobiłam- może nie za duże ale fajne ;].
Po pierwsze puder ryżowy. 
Jak dla mnie absolutny mus w kosmetyczce. Jak na razie testowałam go na sobie i na mężu ;] A w woli ścisłości na jego koszuli i garniturze ;] Ja jestem zachwycona. Puder ma delikatną lekką konsystencję, ładnie matuje i jest absolutnie niewidoczny- o ile nałoży się odpowiednią ilość. Jak dla męża.... nareszcie możesz się przytulać! Puder nie zostawił żadnych śladów do jest ogromnym plusem bo był to nasz odwieczny problem gdy miałam nagłą chęć wtulenia się ;]


Kolejnym zakupem jest wodoodporna kredka do oczu w kolorze nr 19 (czarna brokatowa). Uważam że jest to absolutnie konturówka moich marzeń. Miękka ale nie rozmywająca się. Trwała i naprawdę brokatowa! Jestem nią zachwycona! I już planuję zakup kilku nowych. Kuszą mnie kolorki: 7, 8, 10 i 13. Na ale to zapewne dopiero w przyszłym miesiącu ;] Jestem też bardzo pozytywnie zaskoczona ilością kolorów! 25 kolorków do wyboru!! Całkiem spora paletka prawda??

I na sam koniec z Paese sprawiłam sobie nowiutki cień do powiek. Ponieważ szukam pracy muszę uzupełnić kosmetyczkę o bardziej neutralne i stonowane cienie do powiek i stąd też skusiłam się właśnie na ten cień. Jest to Diamentowy cień do powiek nr 7. Mimo, że na scanie z katalogu cień wydaje się perłowo biały w rzeczywistości jest waniliowy. Jak najbardziej perłowy jasno-beżowy/waniliowy kolorek, który bardzo ładnie komponuję się z każdym innym cieniem. Muszę przyznać, że o tyle o ile kolor w opakowaniu bardzo mi się podoba tak konsystencja i pigmentacja już mniej. Cień ciężko się nakłada- jest bardzo słabo napigmentowany i trzeba się trochę namęczyć, żeby był widoczny choć minimalnie na powiece. Po pierwszym nałożeniu zostawia tylko perłową poświatę (co też na swój urok), a jeśli interesuje nas "zakolorowanie" powieki potrzebne są ze 3 do 4 warstw. Ale za to ładnie się rozciera i miesza z innymi cieniami, jest też bardzo trwały. Choć muszę przyznać, że z tej kolekcji chyba już nie kupię cieni. Chyba, że jakiś ciemny tak dla sprawdzenia pigmentacji.

I to by było tyle jeśli chodzi o Paese. Kupiłam do tego wszystkiego jeszcze 3 błyszczyki z firmy Safari. Kupiłam sobie jasnoróżowy błyszczyk (pierwszy z lewej)- muszę przyznać, że nie znoszę koloru różowego ale znam już te błyszczyki i wiem, że na ustach są one bardzo transparentne i mają zwykle tylko pobłysk koloru więc uznałam, że błyszczyk w takim kolorze będzie neutralny. I tak jest. Co prawda na zdjęciach i po przyjrzeniu się usta są różowawe ale w granicach normy. Błyszczyk nie barwi ich na kolor rodem z reklamy lalek barbie. Do tego kupiłam sobie, tak w formie eksperymentu, błyszczyk w kolorze fuksjowym (4 z lewej)- tu się trochę przejechałam bo kolorek jest całkiem intensywny i choć, o dziwo, bardzo mi się podoba na ustach muszę uważać, żeby nie nałożyć go za dużo. Jako ostatni kupiłam stary, dobry, sprawdzony czerwony błyszczyk (1 z prawej). Jest to bardzo ciekawy kolor- z jednej strony barwi usta na piękny czerwony kolorek z drugiej strony ten kolorek jest lekko przejrzysty co sprawia, że można go nosić na co dzień. Jestem absolutnie zachwycona tym błyszczykiem! Poza tym wszystkie błyszczyki Safari mają piękny, słodki jakby karmelkowy zapach. Dla niektórych jest on zbyt intensywny ale ja jestem w nim absolutnie zakochana!

Poza opisanymi zakupami mam na oku kompletnie nową dla mnie serię kosmetyków firmy Pierre Rene z kolekcji MIYO. Są one dostępne w drogeriach Jasmin. Mają bardzo ładną paletę cieni i lakierów. I bardzo mnie kuszą ;] Więc po najbliższych zakupach opiszę wszystkie swoje spostrzeżenia na ich temat. A jeśli któraś w Was zna już tą firmę to zapraszam do podzielenia się swoją opinią w komentarzach!

POZDRAWIAM! 

wtorek, 17 stycznia 2012

Wielki powrót!

Witam wszystkich!
Wiem, że przerwa, którą sobie zrobiłam była absurdalna ale moje życie miało duży, ciężki update i zajęło mi trochę czasu żeby się pozbierać ;].
Pierwszy raz piszę do was jako mężatka... (WOW!! Nadal nie mogę się przyzwyczaić!), zmieniła się też lokalizacja- przeprowadziliśmy się z Poznania do Warszawy... Zajęło mi trochę czasu na przyzwyczajenie się do tego miasta ale powoli, krok po kroku zaczynam się w nim odnajdywać.

Ale dzisiaj nie o zmianach z mojego życia. Dzisiaj będzie post dziękczynny. Chciałam podziękować w nim czterem cudownym Paniom, które sprawiły, że w dniu ślubu wyglądałam tak olśniewająco i pięknie ( przynajmniej dla mnie ;]) Chciałam również zaznaczyć, że zarówno makijaż jaki i fryzura i suknia są całkowicie według mojego projektu i zamysłu- dlatego odstają dosyć mocno od standardowego "wyglądu" panny młodej ;]

Po pierwsze bardzo dziękuję Pani Agnieszce Stachowiak ze Studia Metamorfozy w Poznaniu. Za wykonanie makijażu w 100% zgodnie z moimi oczekiwaniami i za cierpliwość w wykonywaniu wszystkich poprawek tak, żeby makijaż był dokładnie taki jak go sobie wymyśliłam! D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę!!
Oto zdjęcia:

 W drugiej kolejności pragnę podziękować Pani Izie z salonu fryzjerskiego Partycja II. Przede wszystkim za ogromnie dużo uśmiechu, śmiechu i dobrego humoru w dniu tak ważnym dniu kiedy ja byłam skrajnie zestresowanym kłębkiem nerwów. A do tego za zrealizowanie całego mojego "fryzurowego" zamysłu dokładnie tak jak go sobie wymyśliłam! D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę!!

Drugie podziękowanie dla Pani Izy za uczesanie mojego męża ;]! Choć jako rasowy facet chciał się utrzymać jak najdalej od fotela fryzjerskiego jak tylko mógł! ;]
D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę!!



Teraz pragnę podziękować mojej ukochanej Moni za wszystko co zrobiła i w czym pomogła przed dniem i w dniu ślubu! No i za śliczne pomalowanie pazurki ;]
D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę!!

A na koniec została mi jeszcze Pani Agnieszka Kaźmierczak-Psiuk ze Studia Mody Solange. Bardzo dziękuję za zrealizowanie tak autorskiego i indywidualnego projektu jakim była moja suknia ślubna. Za wszystkie dobre rady i pomoc w decyzjach dotyczących tych wszystkich drobiazgów i detali, które zmieniły kawałek materiału w suknię ślubną z moich marzeń! D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę!!
Oto mój projekt ożywiony czasem i igłą Pani Agnieszki :

Chciałam także podziękować już bez imion i nazwisk wszystkim tym, którzy musieli pracować kiedy myśmy świętowali: fotografowi, DJ-owi, kelnerkom, kucharkom i innym oraz tym, którzy bawili się z nami w tym wyjątkowym dniu!!
D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę!!










czwartek, 13 października 2011

OSTRZEŻENIE

Cześć wszystkim! Z całego serca przepraszam! Nie odzywałam się już od bardzo dawna... musicie mi wybaczyć. Za 22 dni biorę ślub a narzeczony pojechał za chlebem do Warszawy... Jak rozumiecie zostałam ze wszystkim sama i choć nie mam zamiaru narzekać, to przyznaję, że czasu jest zbyt mało bym mogła spokojnie przysiąść i napisać co bym chciała.

Ale dzisiaj muszę. Muszę ze względu na to co mnie wczoraj spotkało... A spotkało mnie prawdziwe zło wcielone.. miałam robiony makijaż i fryzurę próbną. Z całym szacunkiem do wszystkich. Ja tu nie chcę nikogo obrażać i wiem, że każda ma prawo do własnego zdania ale chce przestrzec. Wszystkie przyszłe Panny Młode jak i dziewczyny idące na imprezy i potrzebujące fryzjera i wizażystki strzeżcie się! Strzeżcie się Pacykarni z Poznania....



Zacznijmy od tego, że fryzurkę robiła mi (chyba) jakaś uczennica. Nie ma jej w spisie pracowników na stronie pacykarni więc wydaje mi się, że albo się uczyła albo była tam na próbę... To już mnie trochę zestresowało no bo moim zdaniem powierzanie fryzury ślubnej uczennicy jest trochę dziwne. Ale nic to... pokazałam dziewczynie zdjęcia ona stwierdziła, że luzik i tak to się zaczęło... Przepraszam nie mam zdjęcia efektu finalnego ale postaram się tą tragedię obrazowo opisać. Mam za to zdjęcia, które pokazałam jako wzory:
1. Miały być dobierane warkocze idące tuż nad uszami z dwóch stron i łączące się z tyłu łebka
2. Reszta włosów miała być pofalowana. Zaznaczam !! POFALOWANA!!

Co dostałam:
1. warkocze po bokach nie nad uszami ale na linii brwi (gdzie od razu powiedziałam, że do ślubu mam wianek i chce żeby leżał on na warkoczach więc muszą być one dość nisko)
2. do zrobienia warkoczy dziewczę zrobiło mi na środku łba przedziałek... nomen omen krzywy jak wszyscy diabli....
3. zamiast pięknych i lekkich fal jak na zdjęciu, które pokazałam dostałam loki zrobione prostownicą i zalakierowane na sztywno...

Cały ten "cyrk" trwał półtorej godzinki z haczykiem a "najpiękniejsze" było to, że pomimo pięknej, suchej pogody wczoraj po moich "falach" nie było śladu po 2 godzinach.... No i ten cudowny argument, gdy wniosłam uwagi, że wszystko się skoryguje już w dniu ślubu podczas robienia ostatecznej fryzury.....

Po ok. półtorej godziny lakierowania przyszła pora na makijaż. Zaczęło się od tego, że Pani wizażystka chciała zobaczyć sukienkę. Pokazałam zdjęcie sukni, babeczka spytała o kolor oczu- odpowiedziałam, że zielonkawo szare po czym krzyknęła, że ona już wszystko wie, ma dla mnie świetny, idealny cień i poszła zostawiając mnie z fryzjerką. Można i tak...

No ale kiedy usiadłam "na stołku" u pani Mary Lu, stwierdziłam, że pokażę jej zdjęcia makijażu o jaki mi chodzi. Pokazałam 3 poniższe zdjęcia i jedno znalezione u nich w gazecie więc siłą rzeczy nie mogę go tu przedstawić.




Poprosiłam o makijaż zielony bo dodatki mam zielone. Pokazałam moją biżuterię ślubną żeby kobieta widziała jaki odcień zieleni... Poprosiłam o wykonanie makijażu jak najbliżej pierwszego i drugiego zdjęcia.....  Otrzymałam makijaż w stylu szaryburo nijakim lub jak ja go określiłam w stylu zombie... który może fajnie jest mieć na co dzień ale pewno nie nadaje się na ślub... własny ślub. Najgorsze było to, że ponieważ był on robiony przy sztucznym świetle to nie wyglądał tak strasznie ale gdy wyszłam na dwór, cóż oceńcie same..... Aha! Makijaż był robiony również ok. półtorej godziny. Zdjęcia są zrobione po godzinie od jego zakończenia ( a ja mam wrażenie, że cienie wyglądają jakbym chodziła w nich cały dzień)... No i oczywiście na wszystkie moje uwagi dostawałam jedną odpowiedź: "to teraz już nie będę Pani zmywać, ale zapiszę sobie te zmiany na recepcie i w dniu ślubu już zrobimy tak jak pani woli..."
A oto zdjęcia tego "cuda...":



W sumie dodatkowo usłyszałam, że mam za wielkie brwi i koniecznie trzeba je wyregulować bo nie ma miejsca na makijaż no i koniecznie henna... Do tego mam pomarszczoną powiekę i ciężko się robi kreski.... ( na zdjęciach rzeczywiście widać jak ciężko bo ta kreska jest cała "postrzępiona").

Na całą to "wspaniałą i profesjonalną obsługę" straciłam 99zł zaliczki i 150 zł za próbę... Miałam jeszcze zapłacić 150 zł za zrobienie wszystkiego w dniu ślubu ale dzisiaj wykonałam telefon i zrzekłam się tej wątpliwej przyjemności kolejnego spotkania z salonem Pacykarnia z Poznania.

Mam nadzieję, że uda mi się uratować tym wpisem choć jedną niedoszłą ofiarę tego, pożal się Boże, Atelier Makijażu i Fryzu- jak się reklamuje....

Jeśli macie jakieś uwagi, czy pytania zawsze chętnie odpowiem. Piszcie!! Pozdrawiam 

wtorek, 6 września 2011

Promocja!

Dzisiaj bardzo krótko ale myślę, że mam coś fajnego dla każdego ;]!! Otóż dostałam specjalną ofertę!! Mam kupon zniżkowy na zakupy kosmetyków Paese!!
Każda osoba, która zrobi zakupy na stronce http://kosmetykipaese.com.pl/lang-pl/ i wpisze w uwagach przy zamówieniu nazwę mojego bloga czyli "Kolorowy Świat Nazy" dostanie rabat na zakupy!! Całe   5%!! 
Ja zaraz zacznę polować a wam wszystkim również życzę udanych łowów!! Pozdrawiam!!