niedziela, 27 lutego 2011

Trzepanie rzęsami....

Pojechałam dzisiaj z moim lubym do jednego z dużych centrów handlowych. Od taki "weekend w supermarkecie";] Wśród tłumów płynących po korytarzach ludzi  rzuciła mi się w oczy dziewczyna w wieku 13-17 (wiem duży rozstrzał, ale po tych dzieciakach teraz trudno poznać), która idąc korytarzem z zapewne swoim chłopakiem trzepała do niego rzęsami jakby od tego zależało jej życie.
Ale co to były za rzęsy.....!! W sumie rzęsy to za dużo powiedziane- gdyż z racji ilości nałożonego tuszu z pięknej czarnej oprawy oka pozostało jedynie kilka czarnych szpiczastych kresek celujących w przeciwnika- cóż skoro ilość nie była imponująca, to z całą pewnością grubość pojedynczego zbitka rzęs dawała do myślenia. I tak mnie jakoś naszło: jak długo dziewczę to nakładało maskarę, jak często ją zmywało no i ILE warstw nosiły jej biedne rzęsy na sobie?! Swoją drogą ciekawe też na ile starczała jej jedna maskara....
I właśnie to zadziwiające zjawisko stało się motywem przewodnim dzisiejszego posta, tzn. wszystko o tuszach do rzęs

Zacznijmy więc od podstaw:
  • Większość kobiet uważa, że oczy są najważniejsze "na twarzy" dlatego nawet zagorzałe przeciwniczki makijażu mają w swoich szufladach przynajmniej maskarę, którą mogą zastosować "na wielkie wyjścia". Trzeba przyznać, że sam tusz do rzęs robi ogromną różnicę w wyglądzie każdej z nas i należy o tym pamiętać- nawet gdy się spieszymy ;]
  • Maskara nadaje się doskonale jako podkreślenie naszych oczu gdy nosimy okulary. Część dziewczyn uważa, że za oprawkami ich oczy stają się niewyraźne. Nic bardziej mylnego- dobrze dobrane oprawki potrafią cudownie podkreślić kształt czy kolor naszych oczek. A dodatkowe podkreślenie rzęs tuszem skupi na nich jeszcze większą uwagę. 
  • Przy wyborze maskary należy kierować się nie tylko jej "właściwościami". Dobrze dobrany kolor i odpowiedni kształt szczoteczki to kluczowe zagadnienia podczas zakupów.
  1. Dla blondynek i rudych dziewczyn sugerowałabym maskarę w kolorze brązowym bądź tak zwany brown/black. Kolor czarny może być za "ciężki" w porównaniu do np. koloru brwi 
  2. Z kolei brunetki i szatynki, które zwykle i tak mają ciemne rzęsy zwykle mają problem z jakąkolwiek "kolorową" maskarą, gdyż na ich rzęsach nie widać odcieni.
  • Kształt szczoteczki jest niezwykle istotny. To ona rozczesuje i aplikuje tusz na naszych rzęsach więc odpowiednie jej dobranie gwarantuje cudowny makijaż. Obecnie na rynku jest cała gama szczoteczek a każda firma stara się wymyślić nowy, innowacyjny kształt. Kupując maskarę musimy w pierwszej kolejności zastanowić się czego od niej oczekujemy. Po sprecyzowaniu naszych wymagań możemy przystąpić do oglądania szczoteczek i wybory maskary która nam pasuje ;]. Zatem jeśli zależy nam na:
  1. Pogrubieniu rzęs- to szukamy tuszu o gęstej konsystencji. Szczoteczka powinna być prosta i bardzo gęsta. Często też jest ona dość sporych gabarytów;]. Tusze tego typu zawsze aplikujemy tylko jeden raz. Ze względu na gęstą konsystencję bardzo łatwo można posklejać sobie nimi rzęsy tworząc pajączka z w/w centrum handlowego;]
  2. Podkręceniu rzęs- to używamy zalotki ;], termicznej bądź nie ale jednak używamy zalotki. Żaden tusz do rzęs nie dam nam takiego efektu jak zalotka. Jednak wiem, że są panie przerażone na samą myśl o zbliżeniu czegoś takiego do oka. Dla takich właśnie powstały tusze podkręcające rzęsy. Ich formuła jest zwykle dość płynna co pozwala nam na nałożenie dwóch warstw maskary. Jeśli chodzi o szczoteczkę to jest ona zwykle rzadsza niż u maskar innego typu oraz lekko zagięta co ułatwia podkręcanie.
  3. Wydłużeniu rzęs- tusz taki powinien posiadać prostą, dobrze rozdzielającą szczoteczkę.Często ma ona wygląd grzebyka, który czesząc rzęsy zapobiega ich sklejaniu. Formuła takiego tuszu jest lekka i płynna- zbyt ciężki nie tylko posklejałby rzęsy ale również sprawiałby wrażenie jakby opadały. 
  4. Tusze "3w1"- są to wszelkie maskary oferujące tzw. "efekt sztucznych rzęs"- mega długie, mega grube i mega podkręcone rzęsy po jednym pociągnięciu. Ich szczoteczki są zwykle kombinacją wszystkich trzech pozostałych np. są grube i szerokie a do tego zakrzywione. Tusze te nadają się świetnie jeśli mamy ograniczone miejsce lu brakuje nam czasu na wykonanie makijażu "krok po kroku" jednak, moim zdaniem, przy nakładaniu należy być ostrożnym. Ich formuła, często bardzo gęsta, utrudnia porządne rozczesanie rzęs i może je skleić tworząc efekt pajączka 2.
Skoro wybrałyśmy już naszą maskarę, należy także wspomnieć zdań kilka o pielęgnacji.
Nasze oczy są bardzo delikatne, łatwo je podrażnić. Dlatego warto pamiętać o kilku rzeczach, które mogą zniwelować szanse na nieprzyjemności.
  • Przede wszystkim ZAWSZE należy wykonać demakijaż oka. Choćbyśmy wróciły o 3 w nocy wymęczone z imprezy- zmycie makijażu to obowiązek. Nie tylko skóra ale i oczy będą za to bardzo wdzięczne.
  • Maskary mają swoją datę ważności- nie należy używać tuszy, których okres przydatności do użytku się skończył (zresztą dotyczy to wszystkich kosmetyków).
  • Jeśli nasze oczy są wrażliwe mądrym pomysłem będzie kupowanie jedynie maskar oznaczonych jako te delikatne- do oczu wrażliwych. W aptekach również znaleźć można odżywki do rzęs, które nie powodują podrażnień a "modelują" rzęsy.
A na sam koniec dam swój mały sprawdzony przepis na piękne, długie rzęsy...;]
Wystarczy, że co wieczór przed zaśnięciem posmarujesz je olejem rycynowym - możesz użyć do tego porządnie wyczyszczonej szczoteczki po starym tuszu do rzęs, szczoteczki, grzebyka z zestawu pędzli albo swoich palców. Rano należy zmyć resztki olejku letnią wodą, osuszyć oczka i już można nakładać makijaż. Nie polecam nakładania tuszu na olejek... efekty nie są zbyt ciekawe...
Taka kuracja potrafi zdziałać cuda jeśli twoje rzęsy są cienkie albo wypadają.
  • rzęsy robią się ciemniejsze, grubsze, bardziej lśniące i dłuższe,
  • jest ich znacznie więcej,  
  • jeśli zastosujemy go również na brwi to ładnie się po nim układają i również stają sie bardziej lśniące NIESTETY odrastają również szybciej

Nałożenie olejku, z racji na gęstą konsystencję jest trochę problemowe. Trzeba uważać żeby nie nałożyć go za dużo, bo oczka mogą być lekko opuchnięte i zaczerwienione. Najlepiej po zanurzeniu szczoteczki lekko ją wytrzeć, tak aby zostało na niej ledwie widoczna ilość olejku- i tak wystarczy ;].

Miłej kuracji!! Pozdrawiam ;]


niedziela, 20 lutego 2011

Powrót bieli...

Tak to już jest, że za każdym razem gdy zabieram się za wpis jakieś okoliczności sprawiają, że przestaje on pasować do sytuacji. Od najprostszy przykład. Chciałam przedstawić świetny manicure na Walentynki, dołączyć do niego jakiś tutorial makijażu i nic mi z tego nie wyszło gdyż internet u mi zastrajkował i nic nie dało się na to zrobić. W między czasie, gdy internet odzyskiwał siły po ciężkim kryzysie, wszechobecna czerwień zmieniła się w piękną, czystą, mroźną biel i tutorial stał się nieadekwatny do sytuacji. ;] Ja tymczasem ponownie wyruszyłam na zakupy... Przyznam się od razu, że w głowie nadal pozostały mi resztki uroku na czerwony kolor.
Tak więc:

    1. Do mojej małej kolekcji kremów do rąk z firmy Cztery Pory Roku dołączył zapach wiśniowy. Nie muszę się chyba rozpisywać na temat właściwości kremu. Jest to typowy glicerynowy kremik do rąk- rozsmarowuje się ładnie, wchłania się ładnie, nawilża łapki ładnie- wszystko ładnie a zapach ma piękny..... Cały dzień wąchania i nie mam dość ;] Cena nadal absurdalnie tania za produkt, który i działa i ładnie pachnie i jest duży ( przypominam 130 ml!!!) Tak więc wyrzutów sumienia nie mam ;] 
    2. Drugi zakup był bardziej użyteczny (jakby nie patrzeć kilka kremów do rąk już mam i być może zużywam je szybko ale starczą mi na bardzo długo). Moje włosy ostatnimi czasy dość mocno się "przytępiły" a że pofarbowałam je ostatnio to uznałam, że przyda im się dodatkowe wsparcie i najwyższa pora zainwestować w odżywkę. Na półkach sklepowych jest ich od groma i trochę. Ceny wahają się od niebudzących specjalnego zaufania 2,59 aż po 20-30 zł. Po dłuższych poszukiwaniach znalazłam jednak produkt, który nie zabiłby mojego portfela (po pierwsze nie był drogi w ogóle- 5,59 zł, po drugie był na promocji- 4,59 zł) a do tego posiadał bardzo interesujący zapach. Odżywka firmy Aile do włosów farbowanych o zapachu Fresh Cherry (świeżutkie wisienki.... mrrr....) 
        Sposób użycia: Należy wetrzeć ją w wilgotne włosy i skórę głowy, następnie chwilę odczekać i spłukać letnią wodą. W sumie planowałam kupić odżywkę bez spłukiwania ale ten zapach był tak kuszący, że nie dało się przejść obok niego obojętnie. Jeśli zaś chodzi o skuteczność. Użyłam jej na razie jeden raz. Zapach odżywki został na włosach i pachniały pięknie cały dzionek- wiec w tej kwestii mega pozytyw. Włosy są miękkie i ładnie się układają i mam wrażenie, że wyglądają lepiej. Ale na dokładny opis działania trzeba będzie poczekać do czasu aż kilka razy ją użyję;]. Co na pewno zasługuje na uwagę to fakt, że odżywka nie obciąża włosów. I po jej zastosowaniu są puszyste, miękkie i sypkie a do tego nie elektryzują się tak jak zwykle.
        Dzisiaj zapewne napiszę coś jeszcze ale chwilowo muszę kończyć <papa>!! ;]
         

      niedziela, 13 lutego 2011

      Wszechobecna czerwień...

      Tak to już jakoś jest w okolicach 14 lutego, że na wystawach, w sklepach i na półkach robi się czerwono... W większości sklepów drogeryjnych i kosmetycznych również ciężko ominąć naznaczone czerwienią zestawy walentynkowe, promocje walentynkowe, gratisy walentynkowe i inne cośtamki walentynkowe.
      Osobiście nie przepadam za całą tą pompą z jaką sprzedawany jest nam Dzień Zakochanych ale nie oznacza to, że nie dam się ponieść nastrojowi ;] Tak więc w moim koszyku zagościły dzisiaj produkty w kolorze czerwonym... ;]
      Lista zakupów:
          1. Zaczęło się bardzo niewinnie- znalazłam w kartonie płyn do kąpieli z Avonu.
          Kolekcja świąteczna z zeszłego roku bodajże. Kolorek piękny,
          cudownie się pieni i umila kąpiel, skóra po nim nie jest przesuszona i pachnie.... no właśnie, definitywnie pachnie bo zapach jest bardzo ładny ale czym toto pachnie to nie jestem w stanie stwierdzić ;]. Na opakowaniu napisano,że pachnie truskawką. Mogę w to uwierzyć. Choć jest to zapach truskawki na słowo honoru i drucik. Jak dla mnie jest to płyn o zapachu rozpuszczonych
          truskawkowych landrynek. No ale jednak truskawkowych więc nie mam się o co czepiać ;]
            2. Mając moją truskawkową landrynkę postanowiłam uzupełnić zapasy szamponów do włosów. W drogerii znalazłam pięknie czerwony szampon w firmy BARWA z serii Barwa Naturalna. Szampon jest żurawinowy do włosów przetłuszczających się. Szampon jest rzeczywiście wybitnie dla włosów przetłuszczających się- powiedziałabym nawet, że dla bardzo przetłuszczających się. Już podczas mycia czuć jak włosy robią się "tępe". Z tego względu jest on dla mnie stanowczo zbyt mocno działający ale niewątpliwie działa. Po umyciu nim głowy- następne mycie mam za 3-4 dni kiedy normalnie muszę myć włosy jak nie codziennie to co drugi dzień. Kwestia zapachu jest sporna. Mi osobiście się podoba, choć jest troszeczkę chemiczny. Zostaje długo na włosach. Ma pachnieć żurawiną... Nie wypowiadam się- nie mam bladego pojęcia jak pachnie żurawina. Ale kolor żurawinowy jest jak najbardziej zachowany ;]

            3. Po zakupach ponownie przejrzałam zawartość mojego kuferka i kolejne odkrycie! Chłodzący żel do stóp w pięknym czerwonym ( a jakże by inaczej ;]) kolorze o zapachu truskaweczek.. Wyjątkowo ładnych chemicznych truskaweczek ;] Żelu na stopach jeszcze nie testowałam, nałożony na rękę rzeczywiście daje uczucie odświeżenia i chłodzenia. No i pasuje do klimatu.




            Tak więc zakupy w kolorze czerwonym uznaję za jak najbardziej udane;] Dodatkowo zakupiłam dzisiaj aż 3 kremy do rąk. Żaden z nich niestety nie był czerwony ani nie miał nawet czerwonego opakowania więc opiszę je poza listą ;]
            Kremiki firmy CZTERY PORY ROKU znalazłam na półce Reala. Urzekła mnie ich cena (4,36 zł za 130 ml) oraz wielkość (130 ml!!!!) a po chwili głębszej i wnikliwszej analizy opakowań dotarło do mnie jakie niesamowicie ciekawe zapachy ma ta firma w swojej kolekcji. Ja znalazłam aż 7 zapachów tych kremików glicerynowych:
            • cytrynowy
            • wiśniowy
            • poziomkowy
            • jagodowy
            • grejpfrutowy
            • melonowy
            • pomarańcza z czekoladą
            • jabłko z cynamonem.
            Wszystkie zapachy są świetne i miałam ciężki orzech do zgryzienia, który by tu wybrać. Zdecydowałam się na melona, pomarańczę z czekoladą oraz jabłko z cynamonem. Dwa ostatnie wzięłam bo były ostatnie na półce a podejrzewam że są to zapachy zimowe. Natomiast przy następnej okazji upoluję na pewno wisienkę, jagodę i poziomkę. Cytrynka również ślicznie pachniała ale cytrynowe kremy już mi się znudziły, grejpfrut z kolei jakoś mi nie podszedł. Może to dlatego, że w ogóle nie przepadam za tym owockiem. Jak na razie używam pomarańczki i jestem w niebo wzięta- aż mam ochotę oblizywać własne łapki. Sama konsystencja kremu też bardzo praktyczna- "nie spływa z dłoni" ani nie jest ciężki w rozsmarowaniu. Taki w sam raz. Nawilża ładnie- jak każdy krem glicerynowy. Dłonie są po nim gładkie. Naprawdę bardzo miłe kremy, szczególnie patrząc na cenę.


            Jeśli ktoś zna jeszcze jakieś kremiki z tej serii to proszę o cynka ;] jestem bardzo ciekawa co jeszcze wymyślono... :D

              środa, 2 lutego 2011

              Cmok!!

              Nadal pozostaję w tematyce walentynkowej ;] Z wystawowych witryn zaczęło się coroczne bombardowanie przechodniów czerwienią, piórkami i serduszkami więc dziwne by było gdybym zmieniła zupełnie temat. W końcu taka ilość bodźców wywołuje pewne reakcje ;]
              Tak więc ja też dam się ponieść fali serduszek i twardo kontynuuję tematy dotyczące ust ;]
              Dzisiaj zdań kilka o błyszczykach i o moim absolutnym, nowo odkrytym hicie jakim są barwniki do ust (lip stains)
              Zacznę może od tego drugiego.
              Lip stain- to barwnik do ust. Obecnie na rynku w formie przypominającej błyszczyk albo w opakowaniu jak flamaster. Malujemy sobie takim cudem usta i czekamy chwilkę aż barwnik wyschnie. Gdy jest już suchy możemy nałożyć kolejną warstwę budując kolor lub pozostawić tylko jedną warstwę podziwiając ładne matowe wykończenie specyfiku;]
              Co jest w tym takiego super? Otóż niesamowita trwałość!! Po wyschnięciu nasze usta są zabarwione ale nie mokre, więc nawet gdy coś pijemy nie pozostawiamy "szminki" na szklankach czy kubkach. Do tego nawet po oblizaniu warg nie zjadamy barwnika.  Siłą rzeczy kolor z czasem jest coraz delikatniejszy ale zużywa się znacznie wolniej niż zwykła szminka a już na pewno wolniej niż błyszczyk. Cudowne prawda!!??


              Dlaczego piszę o tym dopiero teraz? Szczerze- wstyd się przyznać ale przez własne zapominalstwo. Swego czasu kupiłam w Oriflame  Lip Stain z serii Very me. Spodobał mi się bardzo kolor (do wyboru są dwa: malinowy i czerwony- tak jak widać na obrazku obok ;]) czerwony i zapragnęłam gorąco wypróbować tą nowość... No i wróciłam do domu, wrzuciłam nową zabawkę do szuflady, a że małe to to, to zapomniałam o niej. Dopiero 3 dni temu układając szminki odkryłam zgubę i od tego czasu nie mogę przestać jej używać... Wspaniały wynalazek!! Kolor cudowny (aż mnie kusi żeby kupić też tą drugą), smak niczego sobie choć słabo go czuć nawet jak się próbuje ;] Ale przede wszystkim trwałość, Trwałość, TRWAŁOŚĆ!! Polecam każdej pani, która nie ma czasu na ciągłe poprawki makijażu w trakcie dnia!!

              No a teraz obiecane zdań kilka o błyszczykach.
              Właściwie czym różni się błyszczyk od szminki. I jedno i drugie może barwić usta. Różnica leży jednak w ich wykończeniu. Ogólnie rzecz ujmując nawet najbardziej metaliczna, diamentowa, błyszcząca szminka będzie zawsze mniej świecić od najbardziej matowego błyszczyka. To wynika z samej konsystencji produktów ;]
              Jakby nie patrzeć są kobiety preferujące szminki nad błyszczykami i vice versa. Od czego to zależy? Cóż... ja osobiście preferuję błyszczyki na co dzień a na "ważne okazje" szminkę. Przede wszystkim dlatego, że szminka jest trwalsza. Jednak nie tylko.
              Wydaje mi się, że szminka dodaje powagi, nie postarza ale sprawia, że wygląda się doroślej. Natomiast błyszczyk odejmuje lat, przywraca makijażowi dziewczęcej lekkości. Jest to zresztą dość oczywiste;]
              Oczywiście cudownie wyglądają oba produkty połączone w jeden makijaż ust. Błyszczyk w kolorze szminki, położony jedynie na środek dolnej wargi wspaniale rozświetli usta, sprawi że wydadzą się one pełniejsze i bardziej kształtne. Kolor samego błyszczyka, czy drobinek brokatu w nim zawartych może także zmienić kolor szminki i dopasować ją do tonacji całego makijażu. Złotawe, różowe, czerwone drobinki ocieplą kolor szminki, natomiast srebrne, błękitne, fioletowe refleksy go ochłodzą. Ja osobiście polecam mieć w kosmetyczce przynajmniej jeden błyszczyk "ocieplający" i jeden "ochładzający"- dzięki nim można wyczarować niemal dowolny zestaw do makijażu ust. ;]