czwartek, 13 października 2011

OSTRZEŻENIE

Cześć wszystkim! Z całego serca przepraszam! Nie odzywałam się już od bardzo dawna... musicie mi wybaczyć. Za 22 dni biorę ślub a narzeczony pojechał za chlebem do Warszawy... Jak rozumiecie zostałam ze wszystkim sama i choć nie mam zamiaru narzekać, to przyznaję, że czasu jest zbyt mało bym mogła spokojnie przysiąść i napisać co bym chciała.

Ale dzisiaj muszę. Muszę ze względu na to co mnie wczoraj spotkało... A spotkało mnie prawdziwe zło wcielone.. miałam robiony makijaż i fryzurę próbną. Z całym szacunkiem do wszystkich. Ja tu nie chcę nikogo obrażać i wiem, że każda ma prawo do własnego zdania ale chce przestrzec. Wszystkie przyszłe Panny Młode jak i dziewczyny idące na imprezy i potrzebujące fryzjera i wizażystki strzeżcie się! Strzeżcie się Pacykarni z Poznania....



Zacznijmy od tego, że fryzurkę robiła mi (chyba) jakaś uczennica. Nie ma jej w spisie pracowników na stronie pacykarni więc wydaje mi się, że albo się uczyła albo była tam na próbę... To już mnie trochę zestresowało no bo moim zdaniem powierzanie fryzury ślubnej uczennicy jest trochę dziwne. Ale nic to... pokazałam dziewczynie zdjęcia ona stwierdziła, że luzik i tak to się zaczęło... Przepraszam nie mam zdjęcia efektu finalnego ale postaram się tą tragedię obrazowo opisać. Mam za to zdjęcia, które pokazałam jako wzory:
1. Miały być dobierane warkocze idące tuż nad uszami z dwóch stron i łączące się z tyłu łebka
2. Reszta włosów miała być pofalowana. Zaznaczam !! POFALOWANA!!

Co dostałam:
1. warkocze po bokach nie nad uszami ale na linii brwi (gdzie od razu powiedziałam, że do ślubu mam wianek i chce żeby leżał on na warkoczach więc muszą być one dość nisko)
2. do zrobienia warkoczy dziewczę zrobiło mi na środku łba przedziałek... nomen omen krzywy jak wszyscy diabli....
3. zamiast pięknych i lekkich fal jak na zdjęciu, które pokazałam dostałam loki zrobione prostownicą i zalakierowane na sztywno...

Cały ten "cyrk" trwał półtorej godzinki z haczykiem a "najpiękniejsze" było to, że pomimo pięknej, suchej pogody wczoraj po moich "falach" nie było śladu po 2 godzinach.... No i ten cudowny argument, gdy wniosłam uwagi, że wszystko się skoryguje już w dniu ślubu podczas robienia ostatecznej fryzury.....

Po ok. półtorej godziny lakierowania przyszła pora na makijaż. Zaczęło się od tego, że Pani wizażystka chciała zobaczyć sukienkę. Pokazałam zdjęcie sukni, babeczka spytała o kolor oczu- odpowiedziałam, że zielonkawo szare po czym krzyknęła, że ona już wszystko wie, ma dla mnie świetny, idealny cień i poszła zostawiając mnie z fryzjerką. Można i tak...

No ale kiedy usiadłam "na stołku" u pani Mary Lu, stwierdziłam, że pokażę jej zdjęcia makijażu o jaki mi chodzi. Pokazałam 3 poniższe zdjęcia i jedno znalezione u nich w gazecie więc siłą rzeczy nie mogę go tu przedstawić.




Poprosiłam o makijaż zielony bo dodatki mam zielone. Pokazałam moją biżuterię ślubną żeby kobieta widziała jaki odcień zieleni... Poprosiłam o wykonanie makijażu jak najbliżej pierwszego i drugiego zdjęcia.....  Otrzymałam makijaż w stylu szaryburo nijakim lub jak ja go określiłam w stylu zombie... który może fajnie jest mieć na co dzień ale pewno nie nadaje się na ślub... własny ślub. Najgorsze było to, że ponieważ był on robiony przy sztucznym świetle to nie wyglądał tak strasznie ale gdy wyszłam na dwór, cóż oceńcie same..... Aha! Makijaż był robiony również ok. półtorej godziny. Zdjęcia są zrobione po godzinie od jego zakończenia ( a ja mam wrażenie, że cienie wyglądają jakbym chodziła w nich cały dzień)... No i oczywiście na wszystkie moje uwagi dostawałam jedną odpowiedź: "to teraz już nie będę Pani zmywać, ale zapiszę sobie te zmiany na recepcie i w dniu ślubu już zrobimy tak jak pani woli..."
A oto zdjęcia tego "cuda...":



W sumie dodatkowo usłyszałam, że mam za wielkie brwi i koniecznie trzeba je wyregulować bo nie ma miejsca na makijaż no i koniecznie henna... Do tego mam pomarszczoną powiekę i ciężko się robi kreski.... ( na zdjęciach rzeczywiście widać jak ciężko bo ta kreska jest cała "postrzępiona").

Na całą to "wspaniałą i profesjonalną obsługę" straciłam 99zł zaliczki i 150 zł za próbę... Miałam jeszcze zapłacić 150 zł za zrobienie wszystkiego w dniu ślubu ale dzisiaj wykonałam telefon i zrzekłam się tej wątpliwej przyjemności kolejnego spotkania z salonem Pacykarnia z Poznania.

Mam nadzieję, że uda mi się uratować tym wpisem choć jedną niedoszłą ofiarę tego, pożal się Boże, Atelier Makijażu i Fryzu- jak się reklamuje....

Jeśli macie jakieś uwagi, czy pytania zawsze chętnie odpowiem. Piszcie!! Pozdrawiam