Prawda jest taka, że przy okazji kupowania rzeczy absolutnie niezbędnych- waciki, żel do twarzy, szampon i takie tam.... mój wzrok padł na dział rzeczy zakazanych- makijaż. No i impreza się zaczęła... ;]
Tak więc przechodzę do prezentacji swoich łupów i zdobyczy....
A nim przejdę do rzeczy chciałam jeszcze podziękować mojemu skarbowi za pożyczenie karty kredytowej ;] D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę :*
Oto wszystkie moje zdobycze :
Jest tego jak widać całkiem sporo ale zapewniam, że nie wydałam fortuny. Mam za to całkiem spory przekrój przez firmy kosmetyczne. W moim koszyku znalazło się miejsce na Milani, Wibo, Essence, My Secret, Manhattan, Sally Hansen. Tak mi się wydaje, że najłatwiej będzie opisywać zakupy właśnie po firmach. Swoją drogą dopiero na zdjęciu widać, że moim głównym zakupem są błyszczyki do ust... nie zwróciłam na to wcześniej uwagi ;]
Ok! Tak więc zacznijmy od Milani: Dwa nowiutkie błyszczyki z tej firmy.Kolekcja Crystal Gloss. Nie mają naklejonych nazw na sobie a nie mogę znaleźć ich też na stronie Milani. Pamiętam, że dolny To Randevou at Midnight- ma niesamowity kolor. W opakowaniu bardzo ciemny fiolet, a na ustach mocno je przyciemnia i daje bordowo fioletowy pobłysk. Dla fanek gotyku jak znalazł ;] Z kolei ten górny to chyba Serendipity. Bardzo przepraszam za jakość zdjęcia. Błyszczyk jest bardzo ciemno brązowy, nie czarny. Przypomina gorzką czekoladę i dokładnie taki jest na ustach więc trzeba uważać z aplikacją. ;] Jak dla mnie kolory są świetne i bardzo unikatowe. Jedyny mankament to zapach. Nie jest straszny ale jak dla mnie- błyszczyk nie powinien mieć tak "kosmetycznego/kremowego" zapachu.
Do tego lakieru dokupiłam sobie jeszcze błyszczyk w tubce o efekcie chłodzącym. Skusił mnie jego zielony kolor ;] Lubie nietypowe kolory. Błyszczyki Be Glamour mają zwykle naklejkę informującą jaki mają imitować zapach. Są różne: cola, czekolada, kokos, porzeczka, kawa... ten naklejki nie posiadał ale jak go niucham to mam skojarzenie z gumą do żucia. Więc pewnie miałby naklejkę Tutti Frutti- co chyba najczęściej jest po prostu ładną nazwą zapachu gumy do żucia ;]
Teraz przejdźmy do My Secret. A to dlatego, że lakier (którego swoją drogą zupełnie nie widać na tym paskudnym zdjęciu... bardzo przepraszam :( ), który u nich dorwałam prezentuje się dumnie na zdjęciu manicure powyżej ;]. Jest to lakier nr 133. Bezbarwny ze srebrnymi drobinkami brokatu i srebrnymi plasterkami miodu. Ja tego typu lakiery nazywam lakierami do efektów specjalnych. Jak widać na zdjęciu powyżej nałożenie jednej warstwy w zupełności wystarcza a efekt jest bardzo ciekawy. Do lakieru dokupiłam dwa błyszczyki. Żółty z serii Star Gloss ma nr 401. Jak zwykle zaintrygował mnie kolor. Muszę przyznać, że jak dla mnie na ustach jest on trochę zbyt ciepły i złotawy ale wygląda niesamowicie ładnie na pomarańczowej czy bordowej pomadce. Drugi błyszczyk to seria Fashion Lip Gloss, kolor nr 102. Jest to typowo mój kolor. Zimny srebrny z mieniącymi się drobinkami. Wspaniale się prezentuje na dowolnej szmince, sam też wygląda bardzo ładnie i delikatnie. Po za tym oba błyszczyki mają bardzo lekką, nie klejącą się formułę i ładnie nawilżają usta.
Króciutko tym razem. Paletka błyszczyków Sally Hansen. Firmę tą znam przede wszystkim z lakierów do paznokci. Są bardzo dobre. Bardzo BARDZO dobre. Dlatego postanowiłam sprawdzić w czym jeszcze dobra jest w/w firma. I tak od początku. Jeśli chodzi o same błyszczyki- kolorki są świetnie dobrane- mamy i ciemne i jasne. Na 10 błyszczyków 2 są matowe (dolny rząd- 1 i 3 od lewej- odpowiednio kolor nude i przydymiony róż), 6 jest metalicznych (górny rząd- 1, 2 oraz 4 od lewej- metaliczny czerwony, ecru oraz blady róż. Dolny rząd 2, 4 i 5 od lewej- metaliczny brązowy, dziewczęcy różowy oraz bordo.) oraz 2 brokatowe (górny rząd 1i 3 z prawej- biały z zimnymi drobinkami oraz amarantowy z kolorowymi drobinkami).
Jeśli zaś chodzi o opakowanie. Małe, płaskie, ładne. Ma lusterko i nawet pędzelek się zmieścił! Ale.. No właśnie... Ma jedną tragiczną wadę. Może to tylko moje ale zatrzask jest tak słaby, że opakowanie non stop się otwiera. Oczywiście zwykła gumka recepturka załatwia problem ale jednak... wolałabym nie mieć całej torebki w błyszczykach.... :(
Jak zakupy to nie ma opcji żeby nie zahaczyć o Naturę. Jak Natura to Essence. Jestem chyba uzależniona od tej firmy :D. Ostatnio była masa lakierów więc dzisiaj tylko jeden. Ale za to jaki!! Prezentuję najpiękniejszy bordowo-amaratowo-wiśniowy kolor na świecie!! nr 31 HYPNOTIC POISON!! Nie wiem czy dałam się mu zahipnotyzować ale kolorek jest po prostu rewelacja! Aha, no i oczywiście pakiecik błyszczyków ;]. Seria XXXL Nudes Lipgloss. W serii pojawiły się 4 błyszczyki- jak widać na zdjęciu poniżej. Kolorki są nieco żywsze niż na obu zdjęciach. Ja kupiłam 3: nr. 01 Pure Beauty, 02 Light Candy oraz 04 Toffee Forever. 01 to typowy jasny nude z mieniącymi się drobinkami w tym samym kolorze, 02 to taka... powiedzmy zimna i bardzo delikatna pomarańcza również z drobinkami (nic jarzącego się) a 04 to jasne, zimne toffee + oczywiście drobinki. Błyszczyki mają cudowny zapach, który nie jest bardzo "nachalny", konsystencja jest lekka, jednak jeśli nałożymy go trochę więcej będzie lekko się kleił. Kolorki są przeurocze ale nie mocno kryjące.
No i został jeden łup. Ostatni ale za to największy!! Paleta 77 cieni do powiek PaintBox. Ta paletka to stary dobry przyjaciel. Miałam już jedną taką ale niestety została unicestwiona podczas mojego lotu do Hiszpanii. Co mogę powiedzieć o samej palecie. 77 perłowych cieni, o całkiem porządnej pigmentacji. Jest to paleta dobra właściwie dla każdej kobiety ze względu na przewagę kolorów neutralnych. Pierwsze 6 kolumn od lewej to właściwie wszelkie możliwe odcienie brązu i beżu dlatego do codziennego, formalnego makijażu nadaje się fenomenalnie. Do tego pozostałe 5 kolumn- 2 niebieskie, 2 zielenie oraz ostatnia pełna szarości. Kolory intensywniejsze ale nadal raczej stonowane. Pasujące do siebie. Jak dla mnie paleta ma jedną wadę. Nie ma w niej koloru czarnego- jedynie grafit. Po za tym zestaw naprawdę porządny.
Jeśli chodzi o opakowanie to mieści się w nim 77 cieni, 2 dwustronne pacynki i długie wąskie lusterko (wbrew pozorom jest całkiem zmyślne i naprawdę da się przy nim zrobić makijaż!! sprawdziłam ;])
Jedyna wada to straszliwie problemowe otwieranie. Z jednej strony super bo mam pewność, że nie otworzy mi się gdy nie powinno z drugiej strony męczą mnie walki z moimi własnymi cieniami ;] choć jak na razie to ja zawsze wygrywałam, mimo że paleta stawia godny lepszej sprawy opór ;]
Ok.... To jak na razie wszystko. Mam nadzieję, że zainteresowałam i przedstawiłam nowe ciekawe produkty. Miłych zakupów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz